Wiktoria Zender

Strefa cienia

Trzy lata z psychopatą - historia prawdziwa


FRAGMENTY POWIEŚCI


[...]

Przez cały czas po wyjeździe z domu Ula miała przed oczami płaczącą matkę i zrezygnowanego ojca. Ilekroć zamknęła powieki, widziała ich stojących smutno na podwórku. Sumienie nie dawało jej spokoju i gryzło nieustannie, ale im dłużej była z Romanem, tym bardziej stawał się dziewczynie potrzebny. Działał jak narkotyk, bez którego nie mogła już żyć.

Nie spodziewała się, że tak szybko ktoś obcy zawładnie jej umysłem i sercem, że pogrąży się w nieznanych sobie doznaniach i nic więcej się nie będzie liczyło. Oślepła i ogłuchła na wszelkie niepokojące zachowania Romana. Był dla niej bogiem. Wpatrzona w niego, rezygnowała z siebie, nie wiedząc o tym.

Rodzice chcieli bronić ją przed złem, ale ono tylko czaiło się, wyczekiwało dogodnego momentu, aby przystąpić do działania. Niewidoczne, ale wyczuwalne, wkradało się w życie Uli, w życie rodziny Jaworskich. Zło przyjacielskie, kryjące się w zrozumieniu, ogarniało swoimi mackami niewinne istoty, które chciały tylko być szczęśliwe.

[...]

Budzik rozdarł ciszę już przed szóstą, jakby nie mógł znieść widoku pary leżącej w jednym łóżku.

Roman zerwał się na równe nogi i szybko przeniósł się na polówkę, która nadal była równiutko pościelona. Nie chciał, aby ktoś niepostrzeżenie wszedł do pokoju, a nawet wypatrzył zarys ich sylwetek przez oszklone drzwi.

- Zatrzymamy się w Krakowie? - zapytała cicho. Oparła się na lewym łokciu i uśmiechnęła się do niego. Już nie widziała w nim starego człowieka, nie dostrzegała pooranej zmarszczkami twarzy, nie przeszkadzały jego rzadkie, siwe włosy czy nawet sztuczna szczęka, która kiedyś napawała ją wstrętem. Teraz patrzył na nią przystojny mężczyzna w sile wieku. Ktoś, kto ją kochał. Wydawał się jej piękny i bardzo pociągający. Znowu chciała go mieć obok siebie.

- Jeśli będzie czas, to na pewno. - Zsunął nogi na podłogę i podrapał się w głowę. Wyglądał dość zabawnie z potarganymi włosami, przypominał szalonego dyrygenta. Zaśmiała się cicho.

- O co chodzi? - Podszedł do lustra wiszącego na ścianie i szybko się uczesał.

- Już o nic. - Zrobiła nadąsaną minę. Lubiła go czasami drażnić, bo dobrze wiedziała, że Romanowi zależy na perfekcyjnym wyglądzie. Wyciągnęła z szafy krótką, granatowo-białą spódnicę, granatowy żakiet, który kupiła w Katowicach, białą, zapinaną bluzkę i czarne pantofelki na obcasach, wypatrzone w Krakowie.

Czuła się doskonale w szpilkach, dopasowanych kostiumach i eleganckich kapeluszach. Widziała, jak mężczyźni pożerają ją wzrokiem, kiedy przechodziła przez hotelowe hole czy paradowała ulicami, a kobiety patrzyły z zazdrością. Żyła podwójnie, w dwu różnych światach. Do szkoły wkładała wytarte dżinsy, wygodne glany i skórę, a przy Romanie przeistaczała się w prawdziwą kobietę. Bez skrępowania odsłaniała długie nogi i opinała drogimi bluzkami krągłe, duże piersi.

Czuła się piękna i podziwiana. Stała się kimś innym.

[...]

Ostatnie wyjazdy z Romanem nie należały do najbardziej udanych. Wciąż pojawiały się nowe problemy, kolejne sprawy do załatwienia, dodatkowo dało się wyczuć, że sam Roman stał się bardziej nerwowy i niespokojny. Kiedy szli gdzieś razem, często oglądał się za siebie, a gdy Ula pytała, co się dzieje, odpowiadał niezmiennie, że to pozostałość z czasów wojny, a potem z lat komunizmu. Opowiadał nieraz, jak za Gierka wiele razy siedział w areszcie za handel dolarami, a kilkakrotnie został nawet skazany na karę śmierci za zdradę stanu. "Na szczęście za każdym razem następowała amnestia!"- powtarzał z wyraźną ulgą. Przynajmniej tak tłumaczył, a ona nie miała powodów, by nie wierzyć. Im więcej opowiadał, tym bardziej podziwiała jego odwagę, upór i niebywałą zaradność. Wiedziała, że Roman zawsze znajdzie rozwiązanie, że przy nim nie zginie i nie musi się o nic martwić. Co prawda, był nadpobudliwy i w każdej chwili mógł go rozdrażnić choćby najmniejszy drobiazg, Ula jednak powoli przyzwyczajała się do jego niespodziewanych wybuchów złości. Nie wyobrażała już sobie powrotu do domu, życia bez Romana ani tego, że mogłaby żyć sama; była przekonana, że na pewno sobie nie poradzi z tą nagłą dorosłością. Nie musiała myśleć o rachunkach. Nie musiała martwić się o każdy kolejny dzień, nie musiała być odpowiedzialna za ich przyszłość. Nadal była dzieckiem tylko teraz była dzieckiem Romana. Dzieckiem w ciele młodej kobiety.

Nawet gdy przez kilka dni byli razem, nie mieli czasu na długie rozmowy, kolejne przemyślenia czy nowe refleksje. Tak było za dnia, ale w nocy wszystko się zmieniało. Roman znowu był czuły i kochający, znowu mogła cieszyć się jego bliskością i leżeć w jego ramionach bez obawy, że zacznie na nią krzyczeć. W ciemnościach stawał się innym człowiekiem, jakby już nie musiał zachowywać pozorów, ukrywać swojego prawdziwego ja. Łagodniał, rozluźniał się, a przede wszystkim potrafił się śmiać.

[...]

Był maniakalnym pedantem, wszędzie widział mordercze zarazki czyhające na jego życie. Każdego dnia uporczywie sprawdzał, czy nie ma kurzu, czy wiszą czyste ręczniki, czy pościel jest dobrze schowana. Na wieszakach wisiały jego ubrania w foliowych workach, a naczynia musiały być płukane w specjalnym, antybakteryjnym płynie. Nie mogła nic poradzić na tę jego fobię, dlatego przestrzegała zaleceń Romana, chociaż to uprzykrzało jej każdy dzień. Czasami, kiedy była sama, z nienawiścią i desperacją rzucała na podłogę ręczniki, jego ciuchy i z dziką satysfakcją patrzyła na piętrzący się stosik "skażonych" rzeczy.

Wystarczyło, że odkrył jakąś plamkę czy niedomytą szklankę, a zaraz urządzał piekielny pokaz, dawał upust swojej wariacji i niepohamowanej agresji. Rzucał wyzwiska, złorzeczył, skakał w furii jak pajac, obiecując zemstę nie tylko jej, ale wszystkim wokoło. W samotności wyła bezradnie w poduszkę, a zaczerwienione uczy ukrywała potem pod grubą warstwą pudru.

[...]

Koło ósmej usłyszała kroki pod drzwiami, a potem zgrzyt klucza. Roman wszedł do pokoju i jakby nic się nie stało, zaczął rozpakowywać zakupy.

- Chciałem jeszcze kupić rogale, ale już nie było. - Spojrzał na Ulę z uśmiechem i pomaszerował do kuchni przygotowywać śniadanie.

- Czemu jeszcze nie wstałaś? - zapytał zwyczajnie, choć nie czekał na odpowiedź. - Kupiłem ci coś - dodał tajemniczo.

Na stole postawił jajecznicę i grzanki z miodem. Z dużej reklamówki wyjął spore tekturowe pudełko i wręczył jej uroczyście. Była zbyt oszołomiona, żeby cokolwiek powiedzieć. Zaledwie kilka godzin temu żądał, by wyniosła się z jego życia, a teraz zajadał śniadanie.

Stała jak oniemiała z prezentem w ręku i nie mogła zdobyć się na nic więcej.

- Nie rozpakujesz? Mam nadzieję, że będzie ci się podobać - zachęcał z wypchanymi policzkami. Najwyraźniej postanowił nie wracać do tego, co było i liczył na to, że ona też już nie będzie rozpamiętywać wydarzenia. Kazał jej się cieszyć, przekupić serce Uli kolejnym prezentem.

- Bardzo ładne - powiedziała smutnym, zmęczonym głosem, kiedy wyciągnęła z opakowania śliczną wieczorową sukienkę z czarnego atłasu.

- Wiedziałem, że ci się spodoba - wyznał radośnie. - Przymierzysz później, teraz siadaj do stołu, bo wszystko wystygnie. - Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Usiadła mu na kolanach, ale nadal nie wiedziała, co powiedzieć.

- Co znowu? - zauważył, jak bardzo się zmieniła. - Widzisz, do czego doprowadzasz? - Przytulił ją mocniej i pocałował w szyję. - Sama jesteś sobie winna - próbował się usprawiedliwiać i obarczyć ją winą za to, co się stało.

Nikt nie wiedział, ile wysiłku i samozaparcia kosztował ją spokój.

[...]

Ulę dopadła nagła potrzeba "złapania dymka", więc wyciągnęła worek śmieci z kosza i wyszła z mieszkania. Czasami tak robiła. Szybko wypalała pół papierosa, a potem pakowała do buzi kilka miętowych gum do żucia. Tak się stało i tym razem. Było już ciemno, podwórka nie oświetlała żadna lampa, więc wolno kroczyła w stronę klatki schodowej. Otaczał ją gęsty mrok, który rozdzierał żar papierosa.

Nie miała pojęcia, że Roman bacznie ją obserwuje z okna klatki schodowej.

- Po to więc wychodzisz wieczorami z mieszkania? Spacerek, śmieci... - usłyszała już w progu drwiący głos. Mówił spokojnie, co było złym znakiem.

Przestraszona usiadła naprzeciwko swego pana. Nie miała nic na swoją obronę.

- Skoro tak, myślę, że spakujesz się dzisiaj, to moja ostateczna decyzja. Nie mogę ci już wierzyć - perorował bez jakichkolwiek emocji.

Uważnie się przyglądał dziewczynie, jakby chciał znaleźć na jej twarzy potwierdzenie, że wystarczająco ją przestraszył, że jego słowa odnoszą pożądany efekt. Z pobladłą twarzą wstała i bez słowa poszła do łazienki.

Z kranu popłynął strumień gorącej wody. Niech Roman myśli, że się myje.

Bezwiednie sięgnęła do szafki, gdzie stały przybory do golenia, po czym wyjęła z pudełeczka żyletkę. Już wiedziała, co powinna zrobić. Wielka determinacja, nad którą nie mogła już panować, ogarnęła jej myśli.

Usiadła na stołku koło umywalki i szybkim, zdecydowanym ruchem przesunęła ostrzem po przegubie lewej ręki. Nie bolało. Woda spłukiwała płynącą krew. Bezmyślnie patrzyła na czerwone strumyczki. Po chwili bez większego wahania przecięła drugi przegub. Było jej wszystko jedno. Czekała na zapomnienie, tylko to miało znaczenie. Zastanawiała się, czemu przez głowę nie przelatuje jej całe życie. Zawsze słyszała, że tuż przed końcem wiele się przypomina, a przeszłość mknie pod powiekami w szaleńczym tempie. Lekko wzruszyła ramieniem. Była coraz słabsza. Przed oczami pojawiły się maleńkie, uciekające czarne plamki. Poczuła zawroty głowy i nasilające się nudności. Senność wkradała się w jej umysł, lecz nagle pojawił się paniczny strach. Co potem? Chciała tylko skończyć swoje zasrane życie, a teraz znowu dziwne pragnienie bycia pojawiło się w jej sercu i głośnym krzykiem nawoływało do powrotu. Zaczęła drżeć, z trudem podeszła do szafki, wyciągnęła dwa elastyczne bandaże. Nogi Uli się uginały jak z plasteliny, bała się, że lada chwila upadnie. Mocno obwiązała nadgarstki grubą warstwą opatrunku i naciągnęła na dłonie długie rękawy bawełnianej piżamy. Nie chciała, żeby Roman wiedział.

Wyszła, jakby nic się nie stało, tylko musiała się położyć. Osłabiona, ledwo dotarła do łóżka. Pragnęła odpocząć i zasnąć.

- Bardzo mnie zdenerwowałaś - odezwał się Roman, kiedy położył się obok niej. Z pewnością siebie stwierdził, że znowu przeholował, może nie powinien wygadywać tych potwornych słów. Delikatnie i niepewnie gładził jej plecy, a ustami muskał szyję. Poczuła wstręt do siebie, że nie wytrwała do końca. Leżała nieruchomo i czekała, aż przestanie.

- Mam się jutro wyprowadzić? - zapytała przez zaciśnięte gardło.

- Oczywiście, że nie. Doprowadzasz mnie do tego, że muszę wygadywać takie rzeczy, a przecież kocham cię i chcę, żebyś była ze mną zawsze. Tłumaczę sobie, że jesteś młoda, jeszcze wiele musisz się nauczyć, ale staraj się bardziej. W domu chcę mieć spokój. Wystarczy, że w biurze mam pełno spraw na głowie - tłumaczył cierpliwie.

- Ja naprawdę się staram. Nie chcę cię denerwować i nie chcę, żebyś mnie wyganiał. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie ranisz - wyszeptała zduszonym głosem. - Chcę ci pomagać, ale wiecznie jesteś niezadowolony. Nie mogę być ideałem, bo nikt nim nie jest, więc dlaczego nie dostrzegasz tego, co robię dobrze? - zapytała z wyrzutem.

- No, chodź do mnie. Odwróć się. - Chwycił ją za nadgarstek. Syknęła, bo pocięta skóra piekła boleśnie.

- A to co znowu? - Wymacał zabandażowaną rękę, potem szybko sprawdził drugą. - Ulka, co ty wyprawiasz? - powiedział przerażony i zerwał się z łóżka na równe nogi, a następnie zapalił światło.

- Pokaż ręce! - rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- To nic takiego...

- Nic takiego, nic takiego? - powtarzał zdenerwowany. - Coś ty chciała zrobić!? - lamentował coraz głośniej. Usiadł obok niej i mocno przytulił.

Zaczęła płakać. Wreszcie poczuła ulgę.

[...]

Nawet nie zauważyła, kiedy na nią skoczył. Kolanami przygniatał jej ręce. Nie mogła się bronić, gdy okładał ją pięściami po twarzy i targał za włosy. Czuła ból kolejnych uderzeń, słyszała niewyraźny bełkot, ale nie rozumiała, co mówił. Szukała ratunku, jednak nie mogła się uwolnić spod jego ciężaru.

Zamknęła oczy, zacisnęła zęby i tylko prosiła, żeby już przestał.

Wreszcie się zmęczył. Wyślizgnęła się spod niego jak mogła najszybciej i uciekła do łazienki. Nie miała pojęcia, ile tam była. Czas nie miał znaczenia i jej życie też już nie było ważne. Z podkurczonymi kolanami siedziała na zimnej posadzce. Płakała całą sobą. Bolało ją obite ciało, spuchnięta, posiniaczona twarz. Bała się spojrzeć w lustro. Obmyła się zimną wodą i przygładziła splątane włosy. Nie była pewna, co robi Roman i co planuje. Bała się, że nie skończył, że jak tylko Ula wyjdzie z ukrycia, znowu napadnie na nią.

Powoli wysunęła głowę zza drzwi. Dostrzegła na fotelu zarys ciemnej sylwetki Romana, ale nie była pewna, czy na nią patrzył. Wylękniona, podreptała do łóżka i szybko okryła się kołdrą. Była wściekła na swoją słabość, na to, że uwierzyła w jego słowa i pozwoliła sobą manipulować. Teraz na wszystko było za późno. Nie miała nikogo, nikt już nie mógł jej pomóc. Zastanawiała się, co Roman zamierza, kiedy prawie bezszelestnie położył się obok. Słyszała walenie własnego serca. Czujnie nasłuchiwała, czy nic złego nie dzieje się za jej plecami. Właściwie ogarniała ją dziwna obojętność, jak sen, który powoli nadchodził.

Rano z trudem otworzyła jeszcze bardziej zapuchnięte oczy. Żałowała, że się w ogóle obudziła. Nieruchomo nasłuchiwała, czy Roman jest w mieszkaniu, bo miejsce obok było puste i równo zaścielone. Zewsząd wypełzała złowroga cisza i tylko uliczne hałasy dobiegające zza okna mąciły idealny spokój. Uciekł jak zwykły tchórz. Nie chciał spojrzeć jej w oczy, więc wyszedł bez słowa. Wreszcie miała czas dla siebie, tym bardziej, że w takim stanie nie mogła iść do szkoły.

"Zaczął, więc już nie skończy!" - pomyślała.

[...]


partnerzy medialni:
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia"